Wyrwane z kontekstu #1

Witajcie, kochani. Przychodzę do Was dzisiaj z nietypowym postem. Nie przez przypadek publikuję go ostatniego dnia miesiąca, albowiem będzie to swego rodzaju podsumowanie. Czego będzie dotyczyć seria Wyrwane z Kontekstu? Ciekawostek ze świata oraz zabawnych i intrygujących rzeczy znalezionych w Internecie. Nie obędzie się bez książek, filmów i muzyki! Co miesiąc będę Wam podsuwać coś innego, coś nowego, co sama sprawdziłam i wypróbowałam. Tego jeszcze tutaj nie było! Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie, niektóre rzeczy będą naprawdę przydatne! Enjoy!


Zanim Nadejdzie rozstanie

To poczytajka dla młodych kobiet spragnionych romansu. W tej niegrubej książeczce na pewno odnajdziecie gorące uczucie, przeplecione szkolnymi intrygami i doprawione nutką erotyzmu! Tytuł ten jest zaledwie jedną pozycją, wydaną przez Martę Fox. Obok niego znajdziecie inne tomiki opowiadania, które z pozoru nie są kontynuacją, lecz łączą je wspólni bohaterowie. Książeczka ma zaledwie 80 stron, a i czyta się ją w mgnieniu oka. Polecam szczególnie młodym czytelnikom, którzy dopiero wchodzą w okres dojrzewania, lub nieco starszym, którzy na nowo pragną doświadczyć pierwszych romantycznych uniesień.

Chciałam mieć męża...

"Chciałabym mieć męża. 11 lat spędziłam u boku mężczyzn niegotowych. Zastanawiających się. Spędzających ze mną miło czas, ale opowiadających mi o priorytecie wolności w swoim życiu, nie chcących nawet poruszać innych tematów. A ja miałam 23 lata i wydawało mi się, że to trochę nieważne czego ja chcę, że prawdziwa fajna laska powinna być wyluzowana, nie chcieć stałego związku, zgadzać się na wszystko co zaproponuje jej partner w łóżku, chodzić na striptiz i umieć nie narzekać, czyli zająć się sobą, kiedy on mówi "w życiu mężczyzny jest taki moment, kiedy należy wyruszyć w samodzielny rejs". Po 11 latach zostałam sama w pustym domu z refleksją, że przecież kurwa mać, moi znajomi biorą śluby i to ci których znałam przez ten czas. Patrzyłam w ciemny sufit i myślałam sobie "o co ci kurwa chodzi".
I zrozumiałam." - czyli facebookowy post Małgorzaty. Kobiety stęsknionej prawdziwego uczucia, prawdziwego faceta! - 
Chodzi mi o bycie z kimś, kto się nie boi. Kiedy mówię "chcę męża" to mówię "z puli wszystkich mężczyzn wybieram nie tych, którzy boją się związku tylko tych, którzy doceniają to kim jestem i mówią nie szukam dalej, a kiedy będzie źle, to usiądę z tobą, a jak będzie trzeba wybulę 180 zeta na terapię par i będę w tym z tobą". ->"klik"

How to make a professional make-up

Pewnie nie jedna z Was marzy o makijażu jak z Instagrama! Kiedy widzimy tamtejsze modelki cmokające bordowymi ustami do kamerki, chciałybyśmy być, jak one! Wskazówki, jak dobrać podkład, mascarę, szminkę i inne tego typu bajery, znajdziemy na fun page'u Hair Tutorials. A tymczasem zaczerpnijcie nieco wiedzy z filmiku na cześć Instagramowych modelek! -> "klik".
Uwaga! Nie stosujcie tego w domu!

Darmowe Banki Zdjęć

Dla każdego blogera zdjęcia stanowią ważny element, prezentujący pisemną wypowiedź. Oprawa graficzna jest detalem, na który swoją uwagę w pierwszej kolejności zwraca czytelnik. Niektórzy autorzy blogów mają dostęp do profesjonalnego sprzętu, inni decydują się na pobieranie zdjęć. Ale czy na pewno legalnie? Teraz mam dla was  kilka stron, które oferują nam dobrej jakości fotografie. Można je przerabiać, dostosowywać, poprawiać, a nawet niszczyć! Wszystko do waszych potrzeb, a co najważniejsze, są darmowe i możecie je udostępniać! 

Polacy w ćwierćfinale EURO 2016

To dopiero nowina! Gdybym osobiście nie oglądała poczynań polskich piłkarzy na francuskich murawach, raczej bym nie uwierzyła, że drużyna wyszła z grupy. Kibic ze mnie od siedmiu boleści, ale jeśli przyjdzie co, do czego, całym sercem potrafię wspierać biało-czerwonych. Ta duma, te uśmiechy, ten klimat na trybunach, albo przed telewizorami! Na moment każdy Polak czuje się patriotą i jest dumny z pochodzenia. Są i osoby, które zatwardziale twierdzą, że wszystko do tej pory było spowodowane ogromnym szczęściem, nie zdolnościami piłkarzy. Osobiście moje zdanie jest takie, że najpierw warto obejrzeć mecz, a później się wypowiadać. Może orłami nie jesteśmy. Naszym zdarzają się pomyłki, nieczyste zagrania, przez pół meczu potrafią biegać bez piłki, ale jakby nie było stracili na razie jedną bramkę! Jak będzie dzisiaj? Polska dostanie się do półfinału? Jak obstawiacie i komu kibicujecie?

Brexit

Wielka Brytania wyszła z Unii i nagle przyszedł czas na reformy. Reformy oczywiście niekorzystne dla Polski, bo po co? Nasz kraj zawsze był na marginesie, lecz teraz grozi nam obstawiać kompletne plecy. Większość walut pnie się w górę, tylko złoty spada. Jak tak dalej pójdzie doczekamy się Polendu. Ja osobiście jestem za. 


Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? 
Chętnie z Wami popolemizuję w komentarzach!
Czytaj więcej >

Alicja po drugiej stronie lustra

   Po spektaklu "Alicja w Krainie Czarów", w którym miałam zaszczyt brać udział niespełna kilka miesięcy temu, jakoś inaczej spojrzałam na tytuł powieści, za którą nie przepadałam jako dzieciak. Jak już wspominałam, historia Alicji do tej pory była dla mnie czymś na swój sposób dziwacznym. Jako mała dziewczynka wolałam wsłuchiwać się w opowiadania o pięknych księżniczkach, które swoją urodą miażdżą konkurencję i podbijają serca przystojnych książąt. Nie kręciły mnie co najmniej mroczne przekazy o buntowniczej dziewczynie, która dostała fioła i miała omamy. Opowieść ta zajmowała ostatnie miejsce wśród uwielbianych. Baśń o dziewczynie i jej schizofrenicznych snach bardziej mnie przerażała, niżeli przypadła do gustu. Fabuła denerwowała mnie od początku aż po sam koniec, kiedy to waleczna Alicja miała samodzielnie podjąć decyzję, czy chce w imieniu białej królowej zgładzić Żaberzwłoka, ale ostatecznie oczekiwali tego od nie wszyscy pozytywni mieszkańcy Antylii. 
  Teraz już wiem, że Alicja ma drugie dno i że pod przykrywką pogrążonych w mroku walk o wolność wyobraźni, autor chciał przekazać nam coś znacznie ważniejszego. Nie ważne ile masz lat, ważne, żebyś potrafił odkryć w sobie dziecko. Nie ważne, jaki jesteś, ważne, żebyś umiał zwalczyć w sobie przywary dorosłości. Ważne, żebyś umiał marzyć i walczyć o swoje marzenia! Widać, są bajki, do których trzeba dorosnąć.


Kiedy do kin wchodziła druga część Alicji, wiedziałam, że będzie to film, który muszę zobaczyć koniecznie! Moje nastawienie do całokształtu baśni radykalnie się zmieniło. Nie mogłam się doczekać dnia, w którym miałam zasiąść przed dużym ekranem i podziwiać "Alicję po drugiej stronie lustra".  Cóż mogę powiedzieć? Film całkowicie skradł moje serce! Nie dostrzegłam w nim żadnych niedoskonałości. Aktory, w tym mój ukochany Johny Depp, dali z siebie wszystko i podczas oglądania, było widać ich doświadczenie oraz serce włożone w grę aktorską. Postaci komediowe również swoje role odegrali doskonale. Widząc bliźniaków Dyludyludi i Dyludyludam, miałam przed oczami twarz mojego ukochanego, który w sztuce wcielił się w jednego z nich. Ogół fabuły także był przemyślany tak, że historia od początku do końca trzymała w napięciu. Polecam film tym młodym widzom, który lubią dreszczyk emocji, oraz tym starszym, którzy zapomnieli, że w każdym z nas drzemie pierwiastek dziecka. Wystarczy tylko wejść do Krainy Czarów!
A o czym w ogóle jest film? Tym razem waleczna Alicja powraca do Krainy Czarów, żeby razem z przyjaciółmi pokonać złego Władcę Czasu. Kapelusznik potrzebuje pomocy, więc dziewczyna musi wrócić do przeszłości i odnaleźć jego rodzinę. To jednak nie jest takie proste, gdyż aby cofnąć się w czasie Alicja musi wykraść największy skarb Władcy Czasu, którego nie podaruje on nawet swojej ukochanej - Czerwonej Królowej. Ponadto z podróżą tą wiąże się ogromne ryzyko. Nie można mianowicie spotkać samego siebie sprzed kilku lat, gdyż to grozi zagładą krainy. Niestety zła królowa, która nadal ma swojej siostrze za złe pewne wydarzenia z dzieciństwa, nie omieszka podążyć za Alicją, by zmienić bieg wydarzeń. Ten incydent sprawia, że cała kraina zamiera i nic już nie może jej uratować... Poza powróceniem odpowiedniego biegu czasu.
Czytaj więcej >

Jak mieć więcej czasu

Ty pędzisz i świat pędzi. Mnóstwo obowiązków, problemów, spraw na głowie, którym trzeba stawić czoła. Ludzie coraz więcej od siebie wymagają i tak to już jest, że wraz z wiekiem, trzeba biec szybciej, sięgać wyżej, mierzyć dalej. A czasu wcale nie przybywa. Wręcz odwrotnie, mamy go coraz mniej dla siebie, jak i dla bliskich. W całym tym maratonie łatwo się pogubić i stracić poczucie wartości. Nasze własne sprawy stają się najważniejsze, a problemy innych zaczynają nam przeszkadzać. Odcinamy się więc i izolujemy, bo 'mamy za dużo na głowie', albo 'za mało czasu'. Co więc zrobić, żeby mieć go więcej? I jak nie dać się przygnieść ciężarom obowiązków?



Napięty grafik jest dobry, ale do pewnego momentu. Wiem sama po sobie, że życie na pełnych obrotach nie zawsze zagwarantuje nam zmieszczenie się w czasie, chociażbyśmy nie wiem jak, się starali. Lubię to uczucie, kiedy mam dużo na głowie, bo dzięki temu mam wrażenie, że robię więcej, a mniej się obijam. Tak zwana presja czasu. Niestety to tylko wrażenie. W istocie omija mnie wiele ważnych codziennych wydarzeń, których nie dopuszczam do siebie, a tym samym ich nie doceniam. Starając się zrealizować wszystko, co na dany dzień zaplanowałam, wypieram się spontaniczności. Planowanie jest dobrym rozwiązaniem, ale bardziej w kwestii listy rzeczy do zrobienia. Niekoniecznie, jeżeli będziemy usiłować wypełnić swój dzień co do minuty.

Hierarchia wartości 

Po pierwsze zadaj sobie pytanie, co w danym dniu chcesz osiągnąć? Postaw sobie jeden duży cel lub mniejsze dwa. Pamiętaj, że nie musi to być zrealizowane w ciągu jednego dnia. Jeżeli wykonujesz długoterminowe zadanie, rozplanuj sobie pracę na kilka dni, lub nawet na cały tydzień. Nie zostawiaj niczego na ostatnią chwilę! To najgorsze, co można zrobić. Z własnego doświadczenia wiem, że wykonywanie obowiązków tuż przed terminem wiąże się z niepotrzebnym stresem. 
Poza wyznaczonym na dany dzień zadaniem podejmuj się mniejszych czynności, ale koniecznie pamiętaj o tym, aby zadanie priorytetowe wykonać jako pierwsze. Oczywiście w miarę możliwości.


Stawiaj na ludzi

Planując swój dzień, często zapominamy zostawić sobie margines spontaniczności. Oczywistym faktem jest, że mając dużo na głowie, chcemy zrobić jak najwięcej. Wszystko fajnie, ale czy zastanawiamy się, jak ucierpią na tym nasi najbliżsi? Praca jest ważna, ale nie najważniejsza. Sama przyłapuję się na tym, że kiedy jestem zajęta, nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Kiedy znajomi pytają, co robię wieczorem, odpowiadam, że muszę się uczyć. Mamę proszącą o pomoc zbywam wymówką tą samą wymówką, a brata ciągle proszę, aby dał mi spokój. To nie jest dobre. Oczywiście, każdy ma swoje sprawy, ale obowiązki, praca, czy nauka nie powinny być powodem odcinania się od ludzi. Owszem, nie każdy lubi przerywać swoją pracę, a następnie do niej wracać i zaczynać od nowa. Dobrym sposobem jest więc zarezerwowanie popołudnia/wieczoru dla spontaniczności. Czyli prościej mówiąc, otworzenia się na bliskich. Zamiast zbywać przyjaciół, wyjdź z nimi na spacer. Tym samym zrelaksujesz się i odświeżysz umysł. A mamę i brata poinformuj, że pomożesz im, kiedy skończysz.


Licz się ze swoim czasem 

Doba to zaledwie 24 godziny. Ktoś kiedyś sprytnie zauważył, że głównymi czynnikami, z których składa się nasz przeciętny dzień, są: praca, czas poświęcony samorozwojowi i sen. Nie bez powodu więc minimalna ilość snu waha się w okolicach 7-8 godzin. Nie bez powodu dzieciaki w szkole siedzą od 8 do 15, a praca, z której się utrzymujemy, trwa 8 godzin dziennie. I nie bez powodu także zostaje nam 8 godzin, które mamy do własnej dyspozycji. Niestety, a może i stety ciężko jest przesunąć te czasowe ramy. Jeżeli zniwelujemy jeden z czynników, naruszymy cały system własnego funkcjonowania. Pal sześć, jeśli zdarzy się to raz, może dwa. Ciężej, jeśli przyzwyczaimy się np. do zarywania nocy. Nam może się wydawać, że to nic takiego. Że mocna kawka rano załatwi sprawę. Jednak wcale tak nie jest. Organizm potrzebuje snu i odpoczynku, tak samo, jak pracy i ruchu.   


Potrzebujesz odpoczynku

Wracamy do punktu wyjścia, które może być również podsumowaniem. Za dużo na siebie bierzemy, za dużo od siebie wymagamy i wszystkiego robimy za dużo. Reguła 'szybciej, wyżej, dalej' niekoniecznie przynosi szybkie, czy lepsze efekty. Czasem lepiej coś zrobić pomału, spokojnie i bez nerwów. Po cóż narażać się na niepotrzebny stres, który działa na nas destrukcyjnie? Każdy zna przysłowie Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że czasu nie da się oszukać. Więc, zamiast uparcie brnąć do przodu pomimo zmęczenia, posłuchajmy swojego ciała. Ono nam powie, czego w danej chwili potrzebuje i poinformuje nas także, jeśli będzie gotowe do pracy. 
Czytaj więcej >

Wroc Love

    Długo czekaliśmy na ten wyjazd. Wycieczka szkolna była planowana już początkiem drugiego półrocza, ale wtedy było to zaledwie mgliste wyobrażenie przyszłości. Dopiero bliżej terminu dowiedzieliśmy się szczegółów: kto, co, gdzie i kiedy. Równe dwa lata temu byłam we Wrocławiu i wtedy zapamiętałam to miasto bardzo pozytywnie! Piękne kamienice, na każdym kroku turystyczne atrakcje i niesamowita panorama miasta rozchodząca się z wieży Sky Tower. Tym razem trochę się rozczarowałam. 
     Myślałam, że po przetrwaniu 19-godzinnej drogi autokarem do niemieckiego Bielefeldu żadna podróż nie będzie mi straszna. Okazało się inaczej. Z Rzeszowa do Wrocławia jest około 7 godzin drogi, my podobno jechaliśmy krócej i faktycznie w pierwszą stronę trasa całkiem szybko zleciała. Czas minął nam na rozmowach, grach i głupich żarcikach. Niektórzy z nas również posnęli, więc nim się spostrzegliśmy, przekroczyliśmy granice Wrocławia. Stęskniłam się za widokiem pięknego miasta, jaki zapamiętałam po ostatniej wizycie tam, dlatego przemierzając pierwsze ulice dokładnie obserwowałam widoki, które niestety nie powalały. Szare obskurne bloki pojawiały się na każdym kroku. Nie obyło się bez tak zwanych slumsów, które otaczają chyba każde centrum miasta. Ale i centrum nie zachwyciło mnie tym razem. Remonty! Wieczne remonty, powykrzywiane chodniki, niebieskie stare tramwaje, straszliwe drogi! A ludzie na Podkarpaciu narzekają... Jedynie rynek nie zmienił się nic, a nic. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętałam. Cudowny w swej okazałości i zachwycający!



    Zaraz po przyjeździe wyruszyliśmy na zwiedzanie, coby nie tracić czasu. Na pierwszy rzut padło na ZOO. Zapowiadało się nudno i standardowo, aczkolwiek wcale tak nie było! Krakowskie ZOO to nic, w porównaniu z tym wrocławskim. Żeby zobaczyć wszystkie zwierzaki i odwiedzić każdy zakamarek potrzeba na to około 4/5 godzin czasu. Prawie pół dnia spacerowaliśmy po zawiłych i krętych uliczkach. Dobrze, że na naszej drodze od czasu do czasu pojawiała się mapa, bo dzięki temu byliśmy w stanie zobaczyć wszystko, na czym szczególnie nam zależało! Słonie, żyrafy, lwy, tygrysy, rekiny, meduzy, pajęczaki i małpki! A najlepsze z tego wszystkiego i tak było afrykanarium, w którym mieliśmy okazję poczuć w płucach tamtejsze powietrze, lub jego brak. Czymś niesamowitym było podziwiać pływające nad moją głową niezliczone gatunki ryb, tudzież innych morskich stworzonek. Byłam pod wrażeniem, wszystkiego, co widziałam. ZOO jest naprawdę bardzo zadbane, a zwierzęta mają do swojej dyspozycji wszystko, czego potrzebują. Uspokajam więc przeciwników ogrodów zoologicznych i obrońców praw zwierząt, gdyż zwierzęta te mają zapewnione prawie swoje naturalne środowisko.







    Czas w ZOO minął mi naprawdę bardzo szybko, a że ja i moja ekipa skończyliśmy zwiedzanie wcześniej niż reszta grupy, zdecydowaliśmy się na samodzielne zwiedzanie miasta. W okolicy znajduje się Hala Stulecia, a za nią olbrzymia fontanna na jeziorze, więc czemu by jej nie zobaczyć? Trafiliśmy akurat na pokaz, który odbywa się o każdej pełnej godzinie. Spodobał nam się taki wodny spektakl, więc postanowiliśmy tu wrócić wieczorem, kiedy zajdzie słońce i widać będzie efekty świetlne. Niestety tego postanowienia nie mieliśmy okazjo zrealizować...
   Kiedy pokaz dobiegł końca wyruszyliśmy w poszukiwaniu pierwszego krasnala. W końcu Wrocław to ich miasto, więc nie mogło obyć się bez selfie! W ciągu trzech dni niemożliwym jest znaleźć je wszystkie, ale w samym rynku i jego okolicach jest ich mnóstwo!

 
    Drugi dzień skupiał się szczególnie na zwiedzaniu z przewodnikiem. Zwykle w takich momentach wieje nudą, aczkolwiek nasza przewodniczka opowiadała naprawdę ciekawie! Chciało jej się słuchać, do pewnego momentu... Informacji, które chciała nam przekazać było tak dużo, że po pewnym czasie człowiek się wyłącza. Zwiedzanie zaczyna męczyć, a ludzie robią się ospali. Nic gorszego, chyba ze przewodnik nie ustępuje i karmi zwiedzających jeszcze większą ilością informacji. Tak było w naszym przypadku. Pieszo przeszliśmy pół miasta, omawiając przy tym historię i architekturę. Z całego tego gadania wyniosłam tylko tyle, że Wrocław został zbudowany przez Niemców, a jedynie co polskie, to szare blokowiska. Ostatnim punktem tego dnia była Panorama Racławicka i to ona podobała mi się najbardziej. Byłam tam już drugi raz i drugi raz obraz wywołał na mnie to samo wrażenie! Ale i tak najlepszy był wieczór spędzony w knajpie ze znajomymi. Nie ma to jak poznać Wrocław od kuchni :)



     Trzeci dzień to droga przez mękę. Dosłownie. Tym razem góra Ślęża stała się dla nas wyzwaniem. Nauczyciele zapewniali, że podejście będzie lekkie i niewymagające, a tymczasem musieliśmy stawić czoła wysokim skałkom i przepaściom. To nie było fajne. Nikt z nas nie nastawiała się na ekstrymalne wędrówki. Za każdym razem, gdy droga stawała się nie do pokonania leciały przekleństwa i słowa kapitulacji. Nie poddał się jednak nikt. Wszyscy uparcie dotarliśmy do celu!


    Podsumowując, wyjazd będę wspominać bardzo mile! Odwiedziłam miejsca, w których jeszcze nie byłam i te, które już kiedyś widziałam. Żałuję, że nie weszliśmy do sali poznawczej w Hali Stulecia, ani że tym razem nie miałam okazji podziwiać widoków ze szczytu Sky Tower. Jednak miło było odświeżyć sobie wizję wrocławskiego rynku, mostu z kłódkami i wielu innych urokliwych miejsc, oraz na nowo podziwiać Panoramę Racławicką. Na pewno poznałam się bliżej z osobami z mojej szkoły. Byliśmy bardzo fajnym i zgranym towarzystwem. Obyło się bez niepotrzebnych spięć i sporów, chociaż jak wiadomo, nie każdy za każdym przepada. Na szczęście potrafiliśmy się odnaleźć w grupie i razem miło spędzać wolne wieczory tudzież noce i poranki. Mieliśmy mnóstwo czasu wolnego i to również było fajne! Po męczącym dniu, wieczorami przybywało nam energii, by na własną rękę poznać to miasto. Nie zapuszczaliśmy się co prawda w odległe miejsca, ale dokładnie zbadaliśmy centrum w poszukiwaniu w miarę przystępnych cen kebabów i urokliwych pubów. Szczególnie miło zapamiętam knajpę przy ulicy Więziennej, gdzie przesiedzieliśmy bardzo długi czas przy piwie i dobrym jedzeniu!


Czytaj więcej >

Stwarzanie nadziei, gdy w rzeczywistości jej nie ma, to okrucieństwo

Wojna. Świat w którym dominują zło i niesprawiedliwość. Rzeczywistość podzielona na biednych czerwonych i dostojnych srebrnych. Zależnie od tego jaką masz krew, takie wiedziesz życie. Mare Barrow należy do klasy niższej. Mieszka w zapyziałej wiosce, w ubogim domku u boku niepełnosprawnego taty, apodyktycznej mamy, w cieniu wspaniałości młodszej siostry. Jej bracia walczą na froncie, bardziej o przetrwanie niż o pokój na świecie, a ona wkrótce ma do nich dołączyć. Jej jednym przyjacielem jest Kilorn. Trochę denerwujący dzieciak, wiecznie wpadający w kłopoty. Mare nie ma szans na szczęśliwe, dostatnie życie tylko dlatego, że jej krew jest czerwona. Dziewczyna całe życie zmuszona do kradzieży i przekrętów nagle ląduje na królewskim dworze. Ściągniętą siłą do zamku, zostaje wybawiona od udziału w wojnie. Szybko jednak okazuje się, że wolałaby walczyć niżeli mieć do czynienia z arystokracją. 


Srebrni znani są ze swoich nadzwyczajnych umiejętności. Każdy posiada możliwość panowania nad żywiołami i dzięki temu zdominowali ludzi zwyczajnych, wykorzystując ich i zmuszając do niegodziwego życia. Będąc służką w zamku Mare jest świadkiem mocy i potęgi nieustraszonych nadludzi. Dziewczyna podziwia ich, nienawidząc za wszystkie wyrządzone krzywdy, lecz nie wie jeszcze, że sama skrywa w sobie moc. Jest czerwona, jest silniejsza niż inni. Kiedy prawda wychodzi na jaw, król i królowa decydują się przygarnąć ja pod swój dach, aby całkowicie zawładnąć jej umiejętnościami. Aby to się stało Mare zmuszona jest do zaręczyn z księciem Mavenem. Od tej pory dziewczyna musi udawać jedną z nich.

Mimo, że niczego jej nie brakuje Mare nie może zapomnieć o krzywdach jakie, srebrni wyrządzili zwykłym ludziom. Z tego też powodu dziewczyna wstępuje do antykrólewskiej grupy rewolucjonistów - Szkarłatnej Gwardii. Członkowie tego kręgu chcąc zniweczyć dotychczasowe rządy i zasady dzielące społeczeństwo, podejmują działania terrorystyczne, a Mare, będąc mieszkanką zamku jest źródłem cennych informacji. Do zastępu przyłącza się również jej narzeczony, który wbrew panującym przepisom, zdradza swój ród. Niedługo po tym okazuje się, że każdy może zdradzić każdego. Mare została wplatana w grę, której nie rozumie.


Pokochałam tę powieść, ale to nie była łatwa miłość. Ciągłe rozczarowania, wieczne przekręty. Brak określonej spójnej drogi wydarzeń. A bohaterowie? Byli tak idealni! Któż by podejrzewał, że postać, z którą utożsamię się najbardziej, na decydujących kartkach całkowicie się zmieni? Znałam jedynie cel historii i to mi wystarczyło. Im bardziej zbliżałam się do końca, tym bardziej chciałam tę książkę zatrzymać przy sobie. Może jest trochę absurdalna, z elementami fantastyki i niedorzeczności, ale idealnie odwzorowuje dzisiejszy świat i podziały międzyludzkie, o których nie mówi się głośno. W książce można się doszukać mnóstwa metafor i odniesień do współczesnej okrutnej rzeczywistości. Niektóre rzeczy są także nazwane wprost.

Słowa mogą kłamać.
Ile razy pod wpływem chwili wyrzucaliśmy z siebie wszelakie obietnice? W upojnym szczęściu, albo pod przymusem, byle tylko mieć spokój? Dopiero później okazuje się, że to jedynie puste słowa. Nic nie znaczące. Pic na wodę. Dać takie słowo to nic trudnego. Dotrzymać go, to już jest wyczyn. Przecież teraz nikt się z nikim nie liczy. Po co miałyby nas obchodzić uczucia i emocje innych ludzi związane z rozczarowaniem? Żyjemy tak, jak nam wygodnie, unikając wszelkich odpowiedzialności za kogoś. Każdy sobie rzepkę skrobie. Najlepiej się odizolować od ludzi, żyć na własna rękę, a w razie problemów liczyć tylko na siebie. Nikt Cię nie zrani, nikt Cię nie skrzywdzi i nikt Ci nie pomoże. 

Prawda się nie liczy. Liczy się tylko to, w co wierzą ludzie
Nie ważne co jest naprawdę. Nie ważne co czujesz i co myślisz. Nikogo to tak naprawdę nie obchodzi. Swoje emocje możesz zachować tylko dla siebie. Nawet, kiedy zapytają "Co Ci jest?", "Co się dzieje?", odpowiedź nikogo nie interesuje. Pytają tylko ze względu na dobre maniery, ale kto tak naprawdę lubi słuchać narzekania, wiecznych problemów? Nie wspominając już o podaniu komuś pomocnej ręki. Przecież jeszcze sam na tym ucierpi. Ludzie nie lubią zła i brzydoty. Odwracają głowę, nie zdając sobie sprawy, że sami się do tego przyczynili. 



Książkę przeczytałam dzięki Zatraconej w innych światach.
Jeśli również chcecie wziąć udział w Book Tour'ze zapraszam >tutaj<

Czytaj więcej >
Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka