Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Bóg! Jest on jak drzewo zasadzone u strumieni wód, które wydaje owoc gdy jest jego czas i którego liście nie więdną, a cokolwiek zacznie, powiedzie się

  Dawno, dawno temu, za górami i lasami żyła sobie w ogromnym, ponurym  zamku maleńka dziewczynka. Nie miała ona imienia, oraz osobowości - jak się jej wówczas wydawało. Wedle powiedzenia "kto ma wielu przyjaciół, ten nie ma żadnego" dziewczynka żyła samotnie. Mimo że na zewnątrz otaczało ją mnóstwo ludzi ona nie mogła znaleźć osoby, która chciałaby odwiedzić ją w domu i której mogłaby powierzyć pewien sekret. Sekret ten dotyczył jej świata, który od maleńkości budowała w sercu swojego pogrążonego w ciemnościach zamku. Do jej świata żaden insekt, ani nawet człowiek nie miał dostępu. To był cały jej skarb. Wszystko co miała, przechowywała głęboko wewnątrz, pod schodami prowadzącymi od wewnętrznej strony ogrodu ku zapyziałemu wnętrzu pokoju numer 156 zaraz za kuchnią na lewo. Jedyną odsłoniętą okiennicą w pałacu była ta od strony wschodu słońca. To było okno na świat dziewczynki, ale i jedyny dostęp świata do niej. Maleńka była lekko podbuntowaną osobą. Imponowało to jej znajomym ale ona sama nie żyła ze sobą w zgodzie. Coś jej się w sobie nie podobało. Czegoś jej brakowało do pełni szczęścia.
  Jako najmłodszy potomek rodu Maleńka nie zastanawiała się nad sensem jestestwa. Była szczęśliwym dzieckiem, które żyło z dnia na dzień. Biegała po łąkach, skakała po drzewach, zbierała patyki, budowała piaskową fortecę i łapała mrówki do słoika, a każda z tych najmniejszych czynności miała swój ukryty sens. Płynął czas, a ona rosła wzdłuż i wszerz. Poszła do szkoły i tam poznała pierwszych ludzi... przyjaciół.
   W młodzieńczym wieku Maleńka żyła pełnią rozrywkowego życia. Razem z przyjaciółmi spędzała całe dnie. Nie wyobrażała sobie utraty kontaktu z nimi. Niby dlaczego miałaby go tracić? Ludzie, którzy ją otaczali byli wspaniali! Rosła z nimi i dorastała wraz z nimi. Z rana chodzili na spacery, popołudniami grali w klasy, wieczory natomiast poświęcali na rowerowe wycieczki. Podczas zabaw za każdym razem zagłębiali się dalej i na dłużej wgłąb nieznajomego świata. Tylko na noc Maleńka musiała wracać do domu. Kiedy inni wyciągali ją na potańcówki, odmawiała. Nazajutrz zawsze wysłuchiwała wspaniałych opowieści o tym, jak świetnie się bawili pod wpływem trunków, jakie szalone rzeczy robili i kogo nowego poznali. Zazdrościła im, ale nigdy nie skusiła się na nocną propagandę. Ktoś musiał pilnować zamku i ukrytego w nim skarbu!
  Z czasem przyjaciele dziewczyny zaczęli mieć jej za złe ciągłe wymówki. Nie rozumieli co może być ważniejsze od nich. Bulwersowali się o ciągły brak czasu, co było kompletną głupotą wyssaną z palca, gdyż Maleńka całe dnie poświęcała tylko im. Lecz oni wszyscy dorastali. Zaczęli mieć coraz więcej obowiązków, rozłączyła ich szkoła, godziny spędzane razem pomału zastępowało poświęcenie pasji i hobby. Także młodzieńcze miłości i zauroczenia były ważniejsze od przyjaźni. Nie było już czasu na gry i spacery. Maleńka była zrozpaczona. Została sama. Sama i niespełniona. Przesiadując dzień za dniem w pustych murach zamczyska jeszcze bardziej doskwierało jej poczucie pustki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej przyjaciele tak naprawdę nic o niej nie wiedzieli. Nie obchodziła ich bardziej niż zeszłoroczny śnieg. To ona zawsze była przy nich, oni przy niej nigdy. I tu zaczęła się zastanawiać... Dlaczego ona nie ma nikogo, kto zatroszczyłby się o nią w takiej chwili? Gdzie jest chłopak, który pomimo mroku pałacu zajrzy do środka i z troską zapyta właśnie o nią? Czy istnieje w ogóle ktoś, komu wydałaby się ładna i interesująca? Jest jeden chłopiec - pomyślała - Bardzo przystojny i uroczy, ale on się mną nie zainteresuje. Zrezygnowana nie wiązała z nim żadnych nadziei. W istocie tuż za rogiem, niedaleko mieszkał złotowłosy Grajek, który znany i lubiany był ze swej skromności i uprzejmości oraz szerokiego uśmiechu. Jak też samo imię wskazuje, grał, nie na nerwach, lecz na gitarze. Maleńka była zauroczona Grajkiem od pierwszego wejrzenia, lecz nie chciała się do tego przyznać. Rumieniec oblewał ją za każdym jego spojrzeniem, a serce biło szybko i mocno na samą myśl o spotkaniu. Kimże jednak była ona w jego niebieskich oczach? Szarą, niewiele znaczącą dziewczyną, która w życiu jeszcze nic nie osiągnęła, a nawet nie obrała celu. W dodatku mieszkała w tym obskurnym zamku. On z pewnością nie będzie miał ochoty jej odwiedzić. Nie nastawiała się zatem, chociaż ukryć się nie da, iż często szukała okazji do spotkania i rozmowy. Niemniej jednak były to przelotne pogawędki o życiu, piciu i wężu padalcu. Każda taka nic nie wnosząca wymiana zdań, sprawiała, że w jej sercu kiełkowała nadzieja. Nadzieja szybko obumierała.
  Mijały dni, tygodnie, miesiące. W życiu maleńkiej nic się nie działo. Była tak samo samotna, jak kiedyś. Znudzona sobą, bez pomysłów na przyszłość. Spacerowała sama, w klasy grała sama i na rowerze też jeździła sama. Sama spędzała noce pilnując skarbu. Wiele rozmyślała o złotowłosym Grajku, który tak mile się do niej uśmiechnął, lecz poza tym nie wykazywał żadnego zainteresowania.  Cóż jej pozostało?
  Dnia pewnego, podczas jednego z licznych dalekich spacerów Maleńka natknęła się na pewnego wysokiego mężczyznę. Pogrążona w rozmyślaniach wręcz wpadła na niego z wielkim impetem! I tak oto bum! Los rzucił Maleńką w ramiona nieznajomego mężczyzny. Przedstawił jej się jako Ekonomista i jak na imię przystało, ciągle gadał tylko o tym. Nie podobał jej się ani z wyglądu ani z charakteru. Był bowiem zbyt wysoki, z twarzy dobrze mu nie patrzyło i wciąż spoglądał z góry na dziewczynę podejrzanym wzrokiem. Dziwnym trafem Ekonomista coraz częściej napataczał się Maleńkiej w podróży. Przyłączał się do długich spacerów i rowerowych wycieczek. Jesteś taka ładna - mawiał - Nigdy nie spotkałem kobiety ładniejszej od ciebie - nie przeszkadzało to dziewczynie, wręcz pochlebiało, mimo iż kłamstwo dało się wyczuć z kilometra. W końcu ktoś raczył ją zauważyć i obdarzyć zainteresowaniem. Spacerowali więc razem i rozmawiali, zwykle o ekonomii. Razu pewnego Ekonomista rzekł:
  - Tyle się już znamy, a ją nic o Tobie nie wiem. Chciałbym poznać cię bliżej, moja droga przyjaciółko.
  - Zapytaj zatem - odparła.
Po długim namyśle jakie zadać jej pytanie powiedział stanowczo:
  - Chciałbym zobaczyć jak mieszkasz. Dom wiele mówi o człowieku!
Maleńka przestraszyła się.. Była pewna, że jej nowemu przyjacielowi nie spodoba się ponure zamczysko i jak tylko je zobaczy, zwieje gdzie pieprz rośnie. Zaryzykowała jednak. Co jej szkodzi? Stawiając wszystko na jedną kartę nazajutrz przyprowadziła wysokiego znajomego w swe ciemne ciche progi. Już na dziedzińcu Ekonomista był dziwnie zaintrygowany i zachwycony jej mieszkaniem. Zaskoczona dziewczyna z lekkimi obawami wpuściła go do środka. Czekała na tą chwilę bardzo długo, wszak był on jej pierwszym gościem! Podniecony oglądał wnętrze bardzo dokładnie. Badał, penetrował. Nieoczekiwanie coraz bardziej zbliżał się do sekretnego serca zamku, jakby go coś ciągnęło w tamtą stronę.
  - A co jest za tymi drzwiami? - zapytał z zamiarem naciśnięcia klamki.
Maleńka szybkim ruchem stanęła między nim, a przejściem do sekretnej komnaty. Milczała, nie chcąc ujawnić swojej tajemnicy. Krępująca cisza narastała z każdą sekundą. Ekonomista patrzył na nią z góry, oczekując odpowiedzi.
  - Zadałem Ci pytanie! - powiedział stanowczo.
Maleńka nadal milczała. Była pewna, że stoi przed nią człowiek nieodpowiedni. To nie jemu ma otworzyć drzwi do swojego świata.
  - Nie ufasz mi - stwierdził trafnie - W takim razie po co robisz mi nadzieję? Po co rozkochujesz w sobie, ciągasz na spacery i te durne przejażdżki? Po co przyprowadzasz mnie do domu?
Maleńka była zszokowana. Nie przypuszczała, że Ekonomista odbierze to w ten sposób. To miała być tylko przyjaźń. Sprawy zaszły stanowczo za daleko! Co ona takiego zrobiła?
  Nagle w dziewczynie od nową zaczął kiełkować młodociany bunt. Chcąc zawzięcie bronić swojego skarbu, kazała się wynosić egoistycznemu Ekonomiście, który był za wysoki i za przemądrzały, by wejść do jej nieskazitelnego świata. Od tej pory widzieli się kilka razy. On kilka razy prosił o drugą szansę, ona kilka razy mu ją ofiarowała, ale wciąż kończyło się tak samo. On dociekał, pytał i badał co może kryć się za drzwiami, ona uparcie odmawiała wpuszczenia go tam. Usiłowanie przedarcia się na drugą stronę spełzły na niczym. Robiło się to zbyt męczące dla obu stron.
   - Dlaczego nie chcesz mi pokazać co tam jest?
 - Ponieważ czekam na tego jedynego. - odpowiedź była jednoznaczna. Kategorycznie zakończyła znajomość tych dwojga ludzi.
  Maleńka wolała być sama niż z nieodpowiednim człowiekiem. Co prawda dzięki Ekonomiście zyskała na pewności siebie i poczuciu własnej wartości, lecz nie żałowała go. Cieszyła się że sama i bez przeszkód może nadal nadzorować swój skarb. O paradoksie - myślała - Kiedyś chciałam mieć przy sobie mężczyznę, który skradałby się do mnie nocami, a teraz cieszę się, że jednak go nie mam!
Szczęśliwa biegała po okolicznych łąkach i cieszyła się wolnością! Nie uczęszczała już na tak długie spacery jak kiedyś, by przypadkiem znów nie spotkać nieodpowiedniego człowieka. Samotność nie doskwierała jej już tak bardzo. Zaczęła doceniać czas wolny, który mogła poświęcać tylko sobie i wykorzystywała to. Międzyczasie bardzo poprawiły jej się relacje z miejscowym Grajkiem. Spotykali się znacznie częściej niż kiedyś i rozmawiali na dużo poważniejsze tematy. Spacerowali razem i jeździli na wycieczki, a gry w klasy zamienili na doroślejsze zajęcia. Czuli się dobrze i swobodnie w swoim towarzystwie, lecz zachowywali formalne granice koleżeństwa. Żadne z nich nie naruszało prywatności drugiego. I tak było im dobrze.
   Pewnego dnia Grajek i Maleńka mieli się spotkać jak co dzień w pobliskim parku. Dziewczyna przygotowawszy się wcześniej, wyruszyła w stronę miejskich ogrodów, by przybyć punktualnie na miejsce. Nie spóźniała się nigdy, tak było i tym razem. Usiadła na ławce pomiędzy rozkwitającymi zielenią drzewami i czekała. Grajek miał we krwi wieczne spóźnialstwo, lecz nie przeszkadzało jej to. Była w stanie wybaczyć mu te kilka minut zniewagi. Wystarczyło, że przypominała sobie jego rozpromienioną twarz, kiedy tylko ją zobaczył, a od razu ulatywało z niej poirytowanie. Tego dnia jednak mijały minuty, ludzie przechodzili lekceważąco, a Grajka nie było. Coraz bardziej znudzona, czekała i zastanawiała się, co zatrzymało go tym razem? Znowu będzie się tłumaczył - pomyślała i uśmiechnęła się w duchu. On jednak nie przyszedł. Zrezygnowana postanowiła wrócić do domu i tam spędzić resztę dnia. Szła powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Drzewa w parku zaczęły się przerzedzać, aż w końcu dziewczyna minęła bramy i weszła w przestrzeń zabudowaną. Był ranek, na ulicach pomału zaczynał robić się zgiełk, lecz Maleńka nie była w stanie przegapić tej złotej czupryny.  Grajek kilka razy mignął jej gdzieś w tle. Zdezorientowana podwinęła spódnicę i ruszyła za nim szybkim krokiem. Nawoływała i machała, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, lecz on zaszył się gdzieś za rogiem i nie zobaczyła go już. Znów zmierzawszy do domu, wyszła na główny dziedziniec. On tam był, jednak nie sam. Jego towarzyszką tym razem była dziewczyna o imieniu Bella. Maleńka nie znała jej zbyt dobrze, ale już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że Bella jest nadzwyczajnie piękna. Rozmawiali zawzięcie siedząc blisko siebie na obrzeżu fontanny. Grajek nie spuszczał jej z oczu, a ona zarzucała ciemnymi falującymi włosami, jakoby chciała robić na nim wrażenie. I robiła. Maleńka zza rynkowej kolumny przyglądała im się przez chwilę, lecz niedługo wytrzymała, gdyż w jej sercu zaczął kiełkować ból, gniew, zazdrość. Wszystko w jednym. Jeszcze nigdy nie doświadczyła tylu złych emocji na raz. Grajek nie obiecywał jej niczego, a ona niczego nie oczekiwała, lecz w tym momencie była rozdarta...
  Zbliżała się sierpniowa noc spadających gwiazd. Jedna gwiazda oznaczała jedno życzenie. Maleńka siedziała na szerokim parapecie jedynego odsłoniętego okna w zamku i patrzyła, jak jasne bezchmurne niebo zachodzi granatem. Zawsze była zafascynowana gwiazdami. One nigdy nie zawodziły w porównaniu do ludzi. Spadła pierwsza gwiazdka. Nie zrobiła ona większego wrażenia na dziewczynie. Kolejne także. Maleńka siedziała i patrzyła bez żadnego entuzjazmu. Od kilku dni była po prostu wypłowiała z uczuć. Mijała noc, gwiazdy spadały, a ona miała tylko jedno życzenie i trochę nadziei... Poszła spać.
  Obudził ją wielki hałas, jakoby piorun uderzył w zamek. To jednak było niemożliwe, gdyż ani deszcz nie padał, ani chmur niebo nie zwiastowało. Maleńka przestraszona lekko wyszła z swej ciemnej sypialni na ciemny korytarz. Jej oczy przyzwyczajone do mroku widziały wszystko w miarę wyraźnie. Wtem dziewczyna spostrzegła leżącą na posadzce ruszającą się postać. Był to chłopiec. Wstał, otrzepał się i podchodził właśnie bliżej, kiedy ona zastanawiała się, jak mógł się tu dostać.
  - Witaj, Maleńka - przywitał się Grajek - Pewnie się zastanawiasz jak tu wszedłem. Już mówię. Otóż tego okna nigdy nie zamykasz, więc pomyślałem, że skradnę się i po prostu wskoczę.
Zaniemówiła. Kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Co prawda prosiła gwiazdkę, by zesłała jej przez tą okiennicę prawdziwą miłość, lecz nie przypuszczała, że wydarzy się to dosłownie!
  - Pomyślałem też, że w tę noc nie możesz być sama. - kontynuował - Nikt nie śpi, ktoś mógłby się wkraść i cię napaść.
  - Chybabyś mnie uratował, mój szlachetny rycerzu - zakpiła, choć wszystkie złe emocje już dawno z niej wyparowały. Uśmiechnął się do niej tylko i mocno przytulił, a kiedy to robił ledwo nie upuściła płonącej świecy.
  Spędzili razem tę noc i od tej pory każdą kolejną. Maleńka dokładnie oprowadziła Grajka po swym skromnym zamczysku, lecz on zainteresowany był tylko nią. Stanąwszy przed sekretnymi drzwiami, powstrzymała się ostatkiem silnej woli, by ich jeszcze nie otwierać. Rozumiał ją. Mimo, że bardzo chciał razem z nią dzielić ten sekret, nie nalegał.
  - Poczekajmy jeszcze rok.
  - Jeszcze rok - potwierdził.


Kochani, powyżej mam zaszczyt ugościć Was moim pierwszym w pełni skończonym (bo krótkim) opowiadaniem. Wszelkie wcześniejsze projekty nie doczekały się końca, a niektóre nawet realizacji. Tym razem, na specjalną okazję, postanowiłam stworzyć coś jednoczęściowego. Pomysł zakiełkował we mnie dzięki Mojej Miłości, a sam scenariusz został napisany przez życie. Ja od siebie tylko ubrałam to w słowa i obtoczyłam tajemniczą mgiełką przenośni :)



Cytat zawarty w tytule uświadomił mi, że tylko ciężką, sumienną pracą można coś osiągnąć. Nie będzie to może piorunujący sukces, ale z  pewnością coś co nas do takowego przybliży. Podczas kiedy świat potrzebuje przebojowości, mi nie zależy na wyjątkowości. Chcę być spokojną, opanowaną osobą, która zarazem jest pełna energii. Tą żywiołowością i miłością do życia chcę się dzielić z ludźmi, by doceniali to co mają. To wszystko. Żaden wygórowany cel, ale ciężki to realizacji. To trudne, ale nie nierealne! Mam pewien sposób. Traktuję życie jako serię krótkich sprintów, a nie jeden nieustanny wyścig. Dzięki temu mam czas żeby zregenerować siły :)
Ponadto swoją przyszłość zawierzyłam wyjątkowej osobie. Dzięki temu wiem, że nigdy się nie zawiodę!

Tym razem do biblijnego wyzwania nominuję Bukowinę, która pomimo swoich religijnych nieprzekonań bardzo chciała podzielić się z nami swoimi poglądami i cytatem :)
7 postów - 7 cytatów, dasz radę? :)

Wakacje jeszcze mi się nie skończyły! Mimo, że od poniedziałku chodzę do szkoły na ponadprogramowe zajęcia z angielskiego i wracam do domu wypłowiała z energii to szybko regeneruję siły. Mam wrażenie, że jestem tępa i głupia, a na tych zajęciach czuję się jak kretynka, ale to nic. Najważniejsze są chęci i wiara w siebie, ja nie mam zamiaru się poddawać, mimo iż mam wrażenie, że wiedzy mi ubywa. 
Czytaj więcej >

Jeżeli we mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni

biegam pracuję
myślę gotuję
ćwiczę rysuję
śpiewam
gram w karty
czytam
oglądam filmy
piszę mówię opowiadam 
milczę w radosnej ciszy
kocham i zachwycam się
dziękuję ci, Życie

Chyba pomału wracam do formy. Dotarło do mnie, że został mi tydzień wakacji, więc postanowiłam wziąć się w garść! Nie ma co użalać się nad życiem, i siedzieć załamanym, kiedy ono płynie obok nas. A tak serio, to nie mam czasu się nudzić. Rodzina znalazła mi zajęcie i zorganizowali kilka imprez, jedna po drugiej. A to grill, a to na pizze. A może by tak ruszyć w świat? Czy będzie fajnie? Dzisiaj się wszystko okaże. Przy okazji rodzinnych spotkań porozdaję wszystkim zaproszenia na zbliżające się party z okazji moich 18 urodzin. Ale stara kopa ze mnie! Tak, tak. Wy będziecie załamani, bo pierwszego września do szkoły/pracy/czegokolwiek -no ogólnie koniec wolności- a ja się już nie mogę doczekać urodzin! Ogólnie w najbliższym czasie zapowiada mi się kilka ciekawych eventów, ale na razie niczego Wam nie zdradzę :)


Niedziela nad Soloną dobrze mi zrobiła. Chyba potrzebowałam kilkugodzinnej podróży samochodem, beztroskiego towarzystwa, bezchmurnego nieba, skwaru na kamienistej plaży i gofrów z owocami na obiad!


Chciałabym dzisiaj poruszyć temat wiary i Boga. Kilka dni temu przyjaciółka nominowała mnie do facebookowego wyzwania ewangelizacji. Nie jestem jakąś zatwardziałą katoliczką (Bóg to Bóg, nie ważne czy ma na imię Jezus, Budda, czy Allach), ani wierną czytelniczką Pisma Świętego (chociaż przyznam, że fabuła nie jest najgorsza, realizacja też nie, język w miarę lekki i przyjemny do czytania, a ponadczasowość tej historii bardzo mnie intryguje). Wyzwanie polega na umieszczaniu na tablicy codziennie przez 7 dni fragmentu bądź cytatu Ewangelii. A jako że uważam się za osobę głęboko wierzącą, pomyślałam "Czemu nie? Co mi szkodzi?". Sięgnęłam więc po Pismo i zaczęłam kartkować strony w poszukiwaniu jakiegoś mądrego, życiowego, a zarazem motywującego zdania/anegdoty, która moim aż sześciuset znajomym na facebooku nakreśli jakikolwiek znak i wskaże właściwą drogę (a nóż ktoś to przeczyta). Znalazłam więc kilka bardzo fajnych i mimo, iż krótkich to dających do myślenia zdań. Pomyślałam także o Was i chciałabym wyzwanie przenieść na bloga. Co Wy na to żeby w siedmiu kolejnych postach wstawić krótki fragmencik z własnym komentarzem + nominować kolejnych blogerów? Nie trzeba być osobą wierzącą. Biblia jest dla wszystkich jako spis zasad moralnych, kodeks postępowania, a można ją także potraktować jako zbiór motywujących tekstów. Tylko od podejścia ludzi zależy czy ją akceptują, czy nie.
Ja zacznę i od razu chciałabym nominować Klarę. Pragnę też dodać, że to właśnie dzięki temu gderaniu po Świętej Księdze w ostatnim czasie znowu zakiełkowała we mnie nadzieja i chęć bycia dobrym człowiekiem. A teraz przejdźmy do cytatu i krótkiej refleksji :)


"Jeżeli we mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni."


Słyszeliście może o spektaklu "Szalone Nożyczki"? (oprócz Ciebie, Dawid) Takie tam improwizowane przedstawienie, w którym główną rolę odgrywa widz. To się bodajże nazywa teatr interaktywny. Pierwsze słyszycie? A może ktoś z Was miał okazję odwiedzić teatr i akurat nic innego nie wystawiali? To się bardzo dobrze niedobrze składa! Chcę Wam bowiem opowiedzieć w jaki sposób i dlaczego ten spektakl tak bardzo mnie zachwycił. Może na sam początek warto dodać fakt, iż sztuka ta została wpisana do księgi rekordów jako najczęściej odgrywana, oraz jeżeli chodzi o ilość odsłoniętych kurtyn w samej Ameryce Północnej (a przynajmniej na takie info się natknęłam, czytając same pozytywne opinie). Przekonywać mnie do teatru nie trzeba. Gdyby bilety były tańsze, widywano by mnie tam częściej niż w kinie. Jako że przepadła mi okazja pójścia na spektakl ze znajomymi za free, a ich twarze, kiedy zapytałam "no i jak było?" wyrażały zachwyt, stwierdziłam, że zaryzykuję i zabulę za ten ulgowy 35 zł. Opłacało się. Było to najlepiej wydane 35 zł. W moim życiu.


Sztuka dotyczy zabójstwa znanej pianistki Izabeli, która uciążliwie dla reszty bohaterów wciąż żyje i niemiłosiernie hałasuje, uniemożliwiając funkcjonowanie salonu fryzjerskiego. Tam, jak można się domyślić jest rozgrywana cała akcja. Żadnych innych scenografii! Historia zaczyna się zwyczajnie... Typowy dzień. Do nietypowych fryzjerów przychodzą nietypowi klienci - na wspomnienie tych świetnie odegranych ról mam uśmiech na twarzy, a w głowie nadal słyszę niektóre kwestie wypowiedziane charakterystycznym głosem! Przez pierwsze 30, może 40 minut akcja toczy się według scenariusza, aż tu nagle... bum! Izabela nie żyje. Do akcji wkracza publika mająca za zadanie prowadzić śledztwo. Tylko ludzie w salonie fryzjerskim mogli dopuścić się okropnej zbrodni i pozbyć się uciążliwej lokatorki. Ale kto to jest? Kto wychodził jako pierwszy? Po co klientka kradła perfumy? Dlaczego fryzjer ma poplamiony fartuch? I kto wrzucił zakrwawione rękawiczki do kosza na śmieci? Czy ktoś miał romans z Izabelą? Czy ktoś miał u niej długi? A może chodziło o sławę i zazdrość? Tutaj liczy się każdy głos! Każda wychwycona rzecz, podejrzana czynność. Podczas kiedy publiczność prowadzi dochodzenie, aktorzy mają na scenie nadzwyczajną improwizację! Takiego show na żywo jeszcze nie widziałam, a co najważniejsze, to widz decyduje kto jest winny. 
Czy polecam? Jak najbardziej tak! Według mnie wszyscy powinniście wziąć w tym udział i zobaczyć to na własne oczy! Na co czekacie? Do teatru, ale już! :)

zdjęcia pochodzą ze strony rzeszowskiego teatru

Czytaj więcej >

Dzika Droga

Co się stało z moją miłością? Gdzie się podziała fascynacja? Gdzie ten rozpromieniony uśmiech? Czyżbym wyzbyła się wszelkich uczuć? Dlaczego nie potrafię cieszyć się tak, jak kiedyś? Po co mi dołujące myśli? Gdzie uleciał mój optymizm? Dlaczego jestem smutna i rozdrażniona? Dlaczego nie potrafię niczym zająć myśli? Co się ze mną stało? Dlaczego przestałam się starać? Dlaczego nie jest już tak, jak na początku? Czy już mi nie zależy? - Przywykłam. To, co najwspanialsze stało się dla mnie codziennością. Nie cieszy już słoneczny poranek. Nie motywują mnie żadne wyzwania. Nic mi się nie chce. Minęło zafascynowanie pięknem tego świata. Nie zachwycam się już drobnymi rzeczami. Nie robi na mnie wrażenia burzowa błyskawica. Poranna rosa pieszcząca moje stopy irytuje bardziej niż zazwyczaj. Rozdrażniona przeklinam los i zamykam się w sobie. Nudzę się. Nie mam zajęcia, a czas i tak nieubłagalnie pędzi do przodu. Mija godzina za godziną, dzień za dniem. A ja bytuję w nicości.Życie, moje kochane Życie, dlaczego mnie zostawiłeś? Ja tutaj siedzę i czekam aż wrócisz. Tęsknię. Przyjdź do mnie. Podaj mi dłoń i pomóż wstać. Wskaż mi cel. Przytul jak kiedyś ciepłym ramieniem. Obejmij mą twarz promieniami słońca. Szepnij do ucha słodkim głosem wiatru. Spraw bym się uśmiechnęła. Daj mi radość! Pokaż swe przepiękne oblicze. Rozpal we mnie głębokie uczucie. Pomieszaj zmysły. Pokochaj na nowo. 

>>źródło<<
Samotność jest straszna. Czasami zostaje nam narzucona przez los, czasami świadomie się na nią decydujemy. Nie ma jednak nic gorszego jak niemożność porozmawiania, wyżalenia się, wyrzucenia światu tego co nam leży na sercu. Dławienie w sobie uczuć, płacz w poduszkę, czy chociażby krzyk w pustą przestrzeń nie pomoże. Próbowałam. Dużo lepsze efekty w poprawie humoru można osiągnąć zwyczajną rozmową. Mam przy sobie człowieka, którego nazywam swoim Antydepresantem. Osoba ta jest jak tabletki na uspokojenie/miód na me serce (jak kto woli). Wystarczy jeden sms - ona już wie, że coś jest nie tak. Przyjdzie, przytuli, pocieszy. Wyciągnie na spacer, a kiedy trzeba przywróci mnie do pionu. Jest zawsze, kiedy jej potrzebuje. Jeszcze nigdy mnie nie wystawiła. Mam pewność, że mogę na nią liczyć, a wszystkie sekrety zostaną między nami. Czasami mam wrażenie, że zna mnie lepiej niż ja sama. Jest realistką, ale dzięki temu i ja trzeźwo patrzę na świat.


takie zakończenie roku szkolnego / osiemnastka kolegi / nadal nie kupiłam sukienki na półmetek / tak bym wyglądała z grzyweczką / pierwsze selfie na wyjeździe / integracja z Krakowem / nie wiedziałam, że jestem taka fotogeniczna - szacun dla fotografa / Polańczyk - chcę tam wrócić / gotowa na disco / ognisko z gangsterami / z zaskoczenia / selfie lustrzanką zawsze spoko / już w domu / takie ferrari pod supermarketem / sadness

"Tak jakbyś wysiadając z pociągu/auta/polskiego busa na chwilę teleportował się do innego życia. Życia z czystą kartą.
I tak możesz spędzić wspaniały leniwy tydzień w pomiętych shortach i niezastąpionej bokserce, pomimo że na co dzień bardzo dbasz o wygląd i jesteś elegancka. Możesz pół dnia gapić się na morze/góry/przystojnego Hiszpana z pokoju obok i nikt nie będzie ci mówił, że się obijasz. Nie jesteś tym człowiekiem który ciągle ma coś do roboty, bo pracuje, uczy się czy poświęca wiele godzin swojej pasji (jakby nie patrzeć to też rodzaj pracy). Nie musisz odbierać telefonów od upierdliwych ludzi, możesz zapomnieć o tych wszystkich toksykach, którzy zatruwają Ci życie. Codzienne problemy Cię nie dotyczą, bo na chwilę obecną nie jesteś sobą. Jesteś edycją wakacyjną, która wszystko może mieć w łokciach."

Wyjechałabym gdzieś żeby wszystko mieć w łokciach ;)



Cheryl to młoda kobieta ciężko doświadczona przez życie. Już w nastoletnim wieku wszystko wymyka jej się spod kontroli. Małe problemy stają się murem nie do pokonania, co kończy się tragicznie w skutkach. Dziewczyna jest poniewierana przez los, ale wydawać by się mogło, że jej buntownicza natura sama sobie na to pozwala. Cheryl pomału dorasta. Zmienia się jej osobowość i charakter, ale przeszłość wciąż ciągnie za sobą. W dorosłym życiu spadają na nią dodatkowe ciężary. Po śmierci matki i rozpadzie małżeństwa postanawia wyruszyć w pieszą wędrówkę obejmującą tysiąc mil. Wydawać by się to mogło idiotycznym pomysłem, ona jednak widzi w tym cel. Wierzy, że ma szansę naprawić swoje życie i wrócić do normalności. Chce sobie udowodnić, że potrafi być jeszcze człowiekiem. Czy żałuje? Czy sobie wybaczy? Czy gdyby mogła cofnąć czas, zrobiłaby wszystko tak samo? Czy byłaby teraz kimś innym?


Czytaj więcej >
Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka