Rok 2015 w wielkim skrócie...

Kolejny rok zmierza już ku końcowi. Kiedy minęło te ponad 360 dni? Doskonale pamiętam ubiegłego sylwestra, a wydarzenia sprzed roku mieszają mi się z obecnymi. Czas tak nie ubłagalnie pędzi... I znowu jesteśmy o rok starsi i awansowaliśmy na kolejny życiowy etap. Mam wrażenie, że przespałam ten rok, że nie wykorzystałam go w stu procentach, ale hej! Przecież jak sięgnąć pamięcią to tyle się działo! Cofnijmy się więc wstecz, od teraz aż do stycznia 2015.

20. Święta. Takie średnio klimatyczne, ale jednak. Sprzątanie, gotowanie, 12 dań - te sprawy. Najwięcej radości miałam chyba z fotografowania świątecznych ozdób! Widzicie tą jakość? 13 megapikseli robi swoje :)






19. Praktyki w Niemczech, czyli świeża sprawa. Przezroczyste prysznice, nocne seanse i filozoficzne rozmowy, cotygodniowe melanże w ciasnym ale własnym towarzystwie, ale przede wszystkim świetne doświadczenie pracy in professional company i obycie with a foreign country!


18. Półmetek! Zdecydowanie najdłużej wyczekiwana impreza. Tym razem w bardziej szkolnym, ale równie dobranym i wesolutkim towarzystwie. Te toasty wznoszone na cześć nauczycieli, te rozmowy o życiu i piciu, te tańce i dzikie densy!


17. Mój pierwszy raz na kręglach był fatalny, drugi jeszcze fatalniejszy, ale przecież liczy się dobra zabawa! Widzicie te moje pijane oczy?!


16. Kolejna osiemnastkowa impera, tym razem moja własna! Wiejskie klimaty zawsze spoko... Miejscówka w stodole tylko siana brakowało, tańce w w deszczu i błocie oczywiście w rytmie disco! Rodzina + znajomi, trochę alko, mnóstwo prezentów, obowiązkowa belgijka, podrzucanie ja latałam! Naprawdę latałam!!!  Nie chcę być nieskromna, ale najlepsza impreza na jakiej byłam! :D


15. Druga rocznica  i wiadomo o co chodzi :) Jestem sentymentalnym człowiekiem i daty mają dla mnie szczególne znaczenie, a przede wszystkim takie wyjątkowe daty! Tym razem uczciliśmy to skromnie i spontanicznie, czyli tak jak lubię najbardziej.


14. Noc spadających gwiazd! Czy Wy też to widzieliście? Gapiąc się uporczywie w niebo, widziałam niejeden przebłysk i biało-złotą smugę! W tym roku niezliczona ilość mignęła mi przed oczami, ale podobnie, jak w ubiegłych latach, wystarczyłaby mi tylko jedna gwiazda, bo życzenie wciąż to samo :)
  - Czekaj, ja się ułożę, a ty rób mi zdjęcie!
  - Ale jakie zdjęcie?
  - To nie robisz zdjęć? :o 
` balansując na pograniczu jawy i snu

13. Wycieczka z przyjaciółmi do Polańczyka! Cóż, kiedy pogoda dopisuje, grzech nie skorzystać! Woda, plaża, kocyk, dobre jedzenie i przede wszystkim dobrane towarzystwo! 

12. Wakacyjny wyjazd do Iwonicza! Nie powiem żeby należał do najlepszych, jednak jak zwykle nie narzekaliśmy na nudę! Opiekunowie stosowali niestandardowe metody wychowawcze, a uczestnicy turnusu tryskali niezwykle pozytywnym humorem! Każdy dzień był przepełniony aktywnością od rana, aż do zmroku, ale nawet w nocy, kiedy wychowawcy śpią, podopieczni grasują...


11. "Szalone Nożyczki", czyli kolejny spektakl! Wizyty w teatrze są w mojej codzienności rzadkością, poprzez nabierają dużego znaczenia i każde takie wydarzenie niezmiernie mnie cieszy!
źródło

10. Zdanie egzaminów zawodowych i drugi rok z rzędu świadectwo z paskiem to dla mnie wielki sukces! Oby mi tak dobrze szło do końca szkoły i jeszcze dłużej!


9. Finałowy występ mojego chłopaka na konkursie młodych talentów organizowanym przez Siemachę również i dla mnie był bardzo ważnym wydarzeniem! Pamiętam ekscytację, która towarzyszyła mi, kiedy mój gitarzysta wchodził na scenę! Później tylko narastająca duma i podziw :)


8. Znowu Kraków i  Kraków po raz kolejny, ale to miasto można odwiedzać bez końca!
8. Koncert Jednego Serca Jednego Ducha, którego w tym roku nie mogłam przepuścić! Kto mnie zna, ten wie, że jestem osobom głęboko wierzącą, wiec takie wydarzenia są dla mnie genialnym urozmaiceniem i umocnieniem w moich przekonaniach.


 7. Nocka w rzeszowskiej Siemasze! Bardzo miło wspominam czas, kiedy jeszcze należałam do tej organizacji. Naprawdę dużo się działo, a nocka spędzona tam to świetne doświadczenie, które wymagało organizacji, współpracy i nie lada kreatywności.


 6.  Wspominałam, że uwielbiam teatr? :) A więc, uwielbiam teatr, a ze wyżej wspominany mój wspaniały mężczyzna bawi się w aktora i bardzo, ale to bardzo mu to wychodzi, więc zabrał mnie raz na swój spektakl! "Piękna i Bestia" czyli moja ulubiona baśń, tym razem w musicalowej odsłonie naprawdę podbiła moje serce. Bardzo miło wspominam występ mojego spóźnialskiego zegarka, jak i całe przedstawienie!
źródło
 5. Wspaniałe Walentynki, które już po raz drugi obchodzę ze wspaniałym mężczyzną! :)


4. Ferie spędzone w Odporyszowie! Ten czas z pewnością przechodzi do niezapomnianych! Świetna i zgrana ekipa, wesoła zabawa, brak nudy! Szkoda, że tydzień tam spędzony minął w zawrotnym tempie i nim się obejrzeliśmy znów trzeba było wracać do szkoły... 


3. Sezon osiemnastek, który rozpoczęła świetna impreza u przyjaciółki! Później podobnych mniej i bardziej hucznych zabaw/ognisk/potańcówek było w ciul i jeszcze trochę! 
2. Założyłam Słoik Szczęścia. Co prawda nie wytrwałam do końca roku w codziennym wypisywaniu pozytywnych chwil, ale tych zapisanych wspomnień troszkę w środku wylądowało :)


1. Najcudowniejsze w moim życiu rozpoczęcie roku!
"Pamiętaj, że zawsze jest ktoś dla kogo jesteś największym skarbem! :* I ten ktoś zrobi dla Ciebie wszystko :*"
Czytaj więcej >

Listy do M

Po czym poznać, że nadchodzi zima? Stos książek przy łóżku, na stoliku brudne kubki po herbacie, na noc gruba pierzyna i koc, a ponadto suche ręce i piekące popękane kłykcie. Organizm wyczuwa późnojesienny klimat, a za oknem słońce. Coroczne objawy nadchodzących mrozów już są, ale podobno klimat wciąż się ociepla. Śniegu, gdzie jesteś? Czy zawitasz do nas na święta? Byle nie na wielkanocne! 

Boże narodzenie tuż tuż! Nareszcie uliczne ozdoby i światełka znajdują swoje wytłumaczenie. W radio coraz częściej można natknąć się na "All I Want (...) is You", bo "Last Christmas" jest już przereklamowane. Ciężarówki CocaColi jeżdżą po miastach i rozdają gadżety, w galeriach handlowych i sklepach coraz większy tłok w poszukiwaniu gwiazdkowych prezentów. A właśnie, choinka! W tym roku plastikowa, bo po żywej trzeba sprzątać... Taka oto magia corocznych świąt. Czujesz ją?  
Ja co roku miałam z tym problem. Niby świąteczny nastrój trwał już od listopada, ale wigilia i Boże narodzenie same w sobie były pozbawione uroku. Rok w rok to samo. Ta sama choinka, te same ozdoby, te same piosenki, te same dania na wigilii. Jednym słowem nuda! Tak to jest, kiedy człowiek się przyzwyczai. Nie dziwi i nie zachwyca już widok (chociażby nawet) najpiękniejszych światełek, a najwyższa choinka w mieście nie powala już wielkością, bo święta stały się zbyt komercyjne. Adwent, czyli radosny czas oczekiwania na przyjście Jezusa, stał się bardziej "radosny", niż "czas oczekiwania", tylko że ta radość już nie cieszy. Bądźmy szczerzy, ileż można zachwycać się plastikowymi dekoracjami, sztucznymi choinkami, świecidełkami? Można, ale sensu świąt trzeba szukać gdzie indziej!

W tym roku nie miałam szczególnych adwentowych postanowień. Nie odmawiałam sobie słodyczy ani nie ograniczałam czasu spędzonego przed komputerem. Biegłam jak zwykle w swoim tempie, a świat pędził obok mnie, ale chyba innym torem. Nim się obejrzałam, bożonarodzeniowy klimat wdarł się w ludzką codzienność, ale ja nie miałam czasu tego zauważyć. Tak jakoś samo się złożyło, że przeoczyłam całą tą komercję... Ominął mnie bożonarodzeniowy jarmark w moim mieście, a nawet przyjazd ciężarówki CocaColi! Wydarzenia całkiem fajne, ale nie widzę sensu stać w godzinnej kolejce do czerwonego tira, żeby dostać kolę w puszce ze świątecznym ornamentem, aby poczuć klimat świat. To raczej nie to.

A więc czym są dla mnie święta? Chyba czasem spędzonym z rodziną, brakiem pośpiechu, lekcją gotowania, nauką fałszu śpiewu? Może uczniem się cierpliwości i pokory? Czasem na wszystko? Pomocą bliskim? Wysyłaniem kartek świątecznych? Dekorowaniem drzewka w towarzystwie najważniejszych dla mnie osób, może montowaniem światełek, wspominaniem "jak to było rok temu..."?  Pieczeniem pierniczków, robieniem ozdób? Wyczekiwaniem na pierwszą gwiazdkę, dzieleniem się opłatkiem, szczerymi życzeniami? Śpiewaniem kolęd? Wspólną modlitwą?  Pasterką? Przebaczeniem?  Radością w sercu i uśmiechem na twarzy? Miłością? Szczęściem?
To chyba to.



Listy do M po raz kolejny zachwyciły mnie swoim świątecznym klimatem i romantycznym humorem, tym razem w drugiej odsłonie. Co jak co, ale tego nie mogłam przegapić! Polski film do kin (nie trzeba czytać ♥) wszedł już w listopadzie, lecz obejrzałam go dopiero po powrocie z Niemiec. Czym zaskoczył mnie tym razem?
Po czterech latach ci sami bohaterowie borykają się z kolejnymi kłopotami. Wiele wątków i wiele historii znów zatacza koło i przeplata się między sobą. Doris i Mikołaj za pomącą Kostka, w końcu się zaręczają. Wojciech i Małgorzata prawdopodobnie spędzają razem ostatnie święta. Szczepan i Karina znowu się spotykają, przypadkowo, bo przypadkowo, ale jednak. Ich córka Majka nareszcie znalazła miłość swojego życia. Melchior postanawia w końcu spoważnieć i zainteresować się synem. W tej części pojawią się również nowi bohaterowie Redo i Monika - czyli zakochana para, lecz w ich życie z kopytami wejdzie Magda przy boku swojej owieczki.



Szukasz świątecznych inspiracji, aby poczuć ten wyjątkowy klimat? Nic prostszego! Wystarczy uwierzyć w magię świąt. Niech nie będą to tylko prezenty pod choinką, ale przede wszystkim chwile spędzone w gronie rodziny! Ja zamierzam w stu procentach wykorzystać wolny czas i przede wszystkim:
♥ zrobić generalne porządki
♥ upiec pierniczki
♥ zrobić ozdoby na choinkę
♥ ubrać drzewko
♥ przyozdobić okna lampkami
♥ przygotować świąteczną paczkę dla potrzebujących
♥ nauczyć się na pamięć tekstów wszystkich świątecznych piosenek
♥ obejrzeć wszystkie części Piratów z Karaibów i Gwiezdnych Wojen
♥ przeczytać ogromną ilość książek
♥ wysłać kartki z życzeniami
♥ nie uczyć się
♥ zagrać z bratem w Scrabble
♥ pomóc mamie w wypiekach


Twój talent jest darem od Boga. To, co z nim zrobisz, jest twoim darem dla Boga. Jesteś powołany do konkretnej misji, przeznaczonej tylko i wyłącznie dla ciebie. Nikt inny nie jest w stanie wykonać jej tak doskonale jak ty. Nie trać czasu i zacznij realizować ten wspaniały plan. Bóg nie obdarzy Cię kolejnymi talentami, jeśli nie wykorzystasz tych, które już masz. Nie marnuj czasu.

claudia-ss.blogspot.com

Czytaj więcej >

Odległość to najlepsza próba miłości, a obustronna tęsknota oznacza wygraną

  

"Nie obchodzi mnie, że ludzie twierdzą, że jestem zbyt delikatna i wrażliwa. Jestem, ale empatia nie jest złą cechą. Nie obchodzi mnie, że chcą abym robiła coś innego. Nie martwię się, że po ukończeniu szkoły będę uczyła się kolejne pięć lat za co będę musiała zapłacić 30 tysięcy, które nie wiem skąd wezmę. Wiem natomiast, że będę miała te pieniądze. Wiem, że jeśli będę słuchała serca i oleję podświadomość, która wszystkiemu potrafi dopisać drugie dno, będę szczęśliwa. Chciałam wyjechać, bo miałam dość tego, co mówili mi ludzie: nie będziesz miała pracy to bardzo ciężki kierunek. Słowa innych mają na nas bardzo ogromny wpływ. Możemy wmawiać sobie, że nie, ale nad podświadomością nie da się zapanować, a ona żywi się wszystkimi bodźcami zewnętrznymi.
Druga sprawa - ludzie. Mam najcudowniejsze przyjaciółki, mimo wszystko kochaną rodzinę i nie jestem w stanie ich zostawić. Pękłoby mi serce. Szczęście zawsze mamy przed nosem. Znajdujemy się w idealnym miejscu i czasie, a otaczający mnie ludzie są moim szczęściem. Trzeba być skończonym głupcem, żeby odpychać je aż za ocean. Pieniądze? Nie znaczą nic dopóki masz ich wystarczająco na jedzenie i wszystkie inne potrzebne rzeczy. Każdy ma w pewnym momencie wątpliwości. Życie nie jest łatwe, często pojawiają się trudności, ale my jesteśmy zbyt młodzi i beztroscy żeby podejmować takie decyzje."  
Ania 




Do wyjazdu i praktyk w Niemczech będę jeszcze niejednokrotnie powracać. Była to przygoda mojego życia. Poznałam trochę świata, inną kulturę, miałam okazję obyć się za granicą. Myślę, że stałam się trochę bardziej samodzielna, a ponadto bardzo zżyłam się z towarzyszącymi mi tam ludźmi. Nie zmienia to faktu, że trzy tygodnie to kopa czasu. Minął on bardzo szybko, lecz pod koniec tęsknota za domem ogarnęła nas wszystkich. Im bliżej powrotu, tym bardziej nie mogliśmy się doczekać, aż znów zobaczymy rodzinę, przyjaciół i ukochane osoby! Z każdą minutą narasta ekscytacja i podniecenie! Prawda jest taka, że nie da się tego zostawić na stałe. Żeby porzucić tych, co się kocha trzeba być głupcem, a tą miłość w znacznym stopniu zauważa się dopiero wtedy, kiedy nie ma ich obok. Czuć pustkę. Brakuje czyjegoś głosu, dotyku, uśmiechu. Brakuje rodzinnego ciepła, domowego obiadu, uścisku. To wspaniałe mieć miejsce na ziemi, do którego zawsze się wraca. Nie ma lepszego uczucia, niżeli zdawać sobie sprawę, że ktoś czeka na Ciebie czeka i tęskni.

Z dworca odebrał mnie tata i brat. Cierpliwie czekali aż pozbieram wszystkie swoje rzeczy, pomogli mi się zapakować do samochodu, przez całą drogę słuchali moich opowieści gdzie to nie byłam i co nie robiła... Nie zgadniecie jak bardzo wzruszyła się moja mama, kiedy przekroczyłam próg domu. Już w korytarzu czuć było zapach ciasteczek, jak zwykle zastałam ją w kuchni. Miała łzy w oczach, a kiedy mnie przytuliła, czułam jak spływały one pomiędzy naszymi policzkami. Automatycznie też się popłakałam... To najcudowniejszy prezent jaki mogła mi tego dnia sprawić.

Po południu przyjechał mój chłopak. Wyglądał jak po trzytygodniowym detoksie. Jakby przez ten czas odcięli mi dopływ tlenu. Uśmiechnął się na mój widok, tak jak to robi zawsze. Tak jak uwielbiam. Przytulił mnie mocno i powiedział, że już nigdy nigdzie nie puści. To dobrze, bo ja się już nigdzie nie wybieram.

Powrót do szkoły nie był łatwy...

Czytaj więcej >

Praktyki w Bielefeld

Trzy tygodnie. Ponad 1000 km od domu. Dziewiętnastogodzinna podróż autobusem dała nam wszystkim w kość. Na początku tryskaliśmy energią. Gra w karty, śmieszne żarciki, opowieści, śpiewanie piosenek - gdyby nie my, w autobusie panowałaby cisza, jak makiem zasiał, a tak to pasażerowie mieli kilka godzin rozrywki! Czas leciał szybko, dopóki nie nastała noc. No i się zaczęło... Jakby się tu wygodnie ułożyć i co zrobić z nogami? Czy wypada zasnąć na ramieniu koleżanki/kolegi? Wypadało. Sen wziął górę i w efekcie spaliśmy jedno na drugim, oprócz tego, co siedział przy oknie. To póki co mój najdłuższy wyjazd. Trochę samodzielności nie zaszkodzi. Przyznam nawet, że podobało mi się takie życie i dopóki miałam pieniądze, mogłabym tak funkcjonować. Na początku było trudno. Nasze obawy dotyczyły głównie nowego nieznajomego miejsca oraz przyszłej pracy. Czy trafimy do firmy? Jaki będzie nasz szef? Czy się z nim dogadamy? Niepotrzebnie się martwiliśmy. Poszukiwanie naszego miejsca pracy zajęło kilka godzin, lecz okazała być się to niezła zabawa w podchody! Mieliśmy tylko niedokładną mapę miasta i rozkład jazdy tramwajów, lecz intuicja doprowadziła nas do celu. Międzyczasie poznaliśmy z grubsza kulturę i zachowania rodowitych Niemców. Osobiście jestem zachwycona ich otwartością, wyluzowaniem i poczuciem humoru, lecz wiadomo, trafi się czasem jakaś czarna owca. Już pierwszego dnia miałam z takim typem do czynienia. Całkiem młody pan przechodzący chodnikiem tuż obok mnie, jasno dał mi do zrozumienia, ze mnie nie lubi. Przypuszczam, że byłam przypadkowym punktem rozładowania emocji, no i dobra. Niech sobie poprzeklina.


Drugi dzień rozpoczął się dla nas dosyć wcześnie. Budzik o godzinie 7.30 miał być ostateczną pobudką i tak już do końca naszych dniu w Bielefeldzie. W małym pięcioosobowym gronie przyjęło się, że chłopcy z rana robią śniadania, a dziewczyny (z racji tego, że wcześniej kończyłyśmy pracę) przygotowujemy obiady. Pierwsze posiłki dnia były w miarę zróżnicowane, czego nie można powiedzieć o obiadach. Przez dwa pierwsze tygodnie żywiliśmy się kurczakiem, ryżem i warzywami; ryżem, kurczakiem i warzywami; warzywami, kurczakiem i ryżem. Zazwyczaj składniki te przybierały postać risotto. Żeby zaoszczędzić wody, płynu do naczyń i czasu, jadaliśmy z jednego wielkiego półmiska. Opcja ta została wykluczona, dopiero kiedy odkryliśmy mrożone pizze z Lidla i zmieniliśmy jadłospis. Mrożonka za 1 euro to luksus, więc zagościła na naszym stole do końca wyjazdu. Ale żeby nie było tak nudno i standardowo muszę wspomnieć o jednym nieodłącznym elemencie tamtejszej kuchni (czyt. pomieszczenia). Specyficzna woń - czuć ją było tylko i wyłącznie, kiedy otwierało się drzwi prowadzące do kuchni oraz po wyjściu z niej, kiedy to ubrania i włosy były przesiąknięte zapachem ryby z oczami smażonej na czarnym oleju. Kiedy człowiek wyszedł spod prysznica lepiej, żeby nagle nie zgłodniał, bo będzie się musiał myć jeszcze raz. A wszystko za sprawą czarnoskórych lokatorów naszego schroniska, których przysmakiem były owe ryby z oczami.



Praca w firmie Neue Westfalische była strzałem w dziesiątkę! Przez dwa miesiące wałkowaliśmy język angielski, aby móc porozumiewać się z szefem, po czym okazało się, że nasz szef z angielskiego najlepszy nie jest. Stosowaliśmy zatem język niemiecko-angielsko-migowy i przyznam, że większych problemów z komunikacją nie było. Każdy z nas dostał swoje stanowisko z komputerem i minimum dwoma monitorami oraz tutoriale do wykonania. Osobiście zrobiłam trzy, co i tak pomogło mi nauczyć się programu Illustrator, ale później przerzuciłam się na edycje kodów HTML. Tak mniej więcej razem z koleżanką zmieniłyśmy wygląd szkolnego bloga. I tak codziennie przez piec dni w tygodniu, po 5 godzin siedzenia przy biurku, ale w towarzystwie szefa rozdającego czekoladki i głośno śpiewających sobie współpracowników praca to sama przyjemność.








Wydawać by się mogło, że wpadliśmy w rutynę. Śniadanie, praca, obiad, spać. Na szczęście weekendy mieliśmy wolne! Sobota i niedziela były dniami długiego spania. Nigdy jeszcze nie spałam tak długo, chyba że po jakiejś imprezie. Tutaj imprezowaliśmy we własnym gronie. Długie wieczorki szczerości bardzo nas przed sobą otworzyły. Oglądanie filmów do późna zawsze kończyły się niekontrolowanym zasypianiem. Niekontrolowane spanie dopadało nas również w tramwajach i autobusach. Dopiero teraz odkryłam, jakim jestem śpiochem. Soboty poświęcaliśmy na zakupy. Jak w tygodniu kupowaliśmy wyłącznie jedzenie, tak w weekendy szwendaliśmy się od sklepu do sklepu nieważne jakiego. Pod koniec mieliśmy już swoje ulubione miejsca, gdzie asortyment nas zachwycał! No dobra... Tylko mnie i koleżankę, bo chłopcy chodzili za nami posłusznie i nosili nasze bagaże bez słowa sprzeciwu.



Bielefeld jest ogólnie brzydkim miastem. Poza zabytkowym ratuszem, kilkoma fajnymi sklepami, wypasionym basenem i rewelacyjną komunikacją miejską nie ma tu nic ciekawego. W niedziele wszystko jest pozamykane, więc z góry byliśmy skazani na siedzenie w schronisku. O dziwo nuda nas nie dopadła. Nawet bezczynne leżenie w łóżkach uważaliśmy za ciekawe i produktywne zajęcie. W pewną niedziele pod wieczór wybraliśmy się do pana kierownika domku studenckiego na mini party. Muzyka, czipsy, bilard i czego nastolatkom więcej do szczęścia potrzeba? Innym razem odwiedziliśmy miasto Paderborn. Tam się dopiero zrobiło zakupy! Miałam tak obładowany plecak, że biedny nie wytrzymał i zmuszona byłam kupić nową dużą torbę! Główna ulica tego miasta to istny raj dla zakupoholików. Polecam na gorąco! Nie obyło się bez zwiedzania, ale kto by narzekał, wiedząc, że za chwilę pojedziemy na swoisty obiad. Faktycznie był to najlepszy posiłek, jaki miałam okazję skonsumować przez te trzy tygodnie. Frytki, kurczak w sosie słodko-kwaśnym, sałatki full wypas, sushi, a na deser owoce, lody i kawopodobne cappuccino! A to wszystko za jedyne 10 euro! Płacisz i jesz do syta, na cokolwiek masz ochotę.


Nie powiem, żeby nas tam rozpieszczali. Nie byliśmy też traktowani jako tania siła robocza, ale po prostu goście z Polski. Praktykanci, których trzeba przywitać, pokazać trochę świata, a później niech sobie robią, co chcą. To było fajne, bo mieliśmy możliwość zwiedzenia kilku muzeów, poznania nowego miasta, a nawet gościliśmy w ratuszu na spotkaniu z panią wiceprezydent! Ostatnim punktem wyjazdu były odwiedziny w naszej szkole partnerskiej i uczestnictwo w lekcjach naszych niemieckich rówieśników oraz podsumowanie praktyk. I tu się przydał nasz angielski!





Czytaj więcej >

Cztery lata minęło, jak jeden dzień

19 listopada to dla mnie dosyć ważna data. Co roku świętuję ją skromnie, ale z uśmiechem na twarzy. Dzisiejszy dzień nie będzie wyjątkiem. Dokładnie cztery lata temu napisałam pierwszy post. Był on dosyć prymitywny. Retoryka nie powalała, nie wspominając już o tematach (a raczej nie tematach) jakie poruszałam.  Kompletnie nie znałam się na prowadzeniu bloga, więc jego wygląd opierał się na marnych gotowcach. Pisałam nieregularnie. Moje długie przerwy prowadziły do utraty czytelników, ale z czasem przybywało ich coraz więcej. Po czterech latach mam niespełna 540 stałych obserwatorów. Zaawansowani blogerzy pewnie wyśmialiby taką liczbę, lecz ja jestem z niej niesamowicie dumna. Wiem, że również moi znajomi, którzy nie mają możliwości należenia do kręgu obserwatorów, bacznie śledzą moje wpisy. To niesamowicie buduje pewność, zapał i chęci do pisania, tym bardziej, że tematów i nowych pomysłów na posty wciąż przybywa! Jak widzicie, mój blog przeszedł gruntowny remont, przez co na kilka dni był dla Was niedostępny. To jest pierwsza, ale nie jedyna zmiana. Już wkrótce startuję z nowym opowiadaniem! Będzie ono dostępne tutaj pod zakładką "story". Mam też nadzieję, że uda mi się pisać regularniej i chciałabym wprowadzić posty tematyczne.


Co roku wspominam ten pierwszy raz, kiedy to napisałam wstępne kilka słów o sobie. Trzeba podkreślić, że na początku bałam się ujawnić, więc wypowiadałam się anonimowo. Chciałam, żeby blog był moim prywatnym miejscem, w którym mogłam się wygadać i wygłosić opinie na dane tematy, lecz w pewnym momencie skrywanie własnego ja, stało się uciążliwe. Właśnie to skłoniło mnie do ujawnienia się, czego nie żałuję. Od trzech lat chwalę się wszem i wobec, że jestem blogerką. A kiedy ktoś pyta jakiego bloga prowadzę, odpowiadam, że wyjątkowego ;)


Przed moim wyjazdem do Bielefeldu, odbył się polmetek klas trzecich, a ze ze mnie taka stara kopa i do klasy trzeciej uczeszczam juz cale jedno polrocze, nie moglam przepuscic takiej zabawy. Przyznam, ze impreza nie nalezala do najtanszych, lecz osobiscie uwazam, ze nie ma co zalowac pieniedzy na takie eventy, tym bardziej, ze druga i prawdopodobnie ostatnia tego typu impreza to studniowka... Same przygotowania duzo nie kosztowaly. Ba! Polmetek byl niezla wymowka, do zakupienia wymarzonej sukienki i pierwszych czarnych szpilek! Nie planowalam fryzjera i kosmetychki, lecz tuz przed wyjsciem z domu zadzwonila przyjaciolka i zaoferowala pomoc. Poddalam sie jej prostownicy i kosmetykom. Kiedy wysylam z lazienki nie zabraklo ochow i achow, ale ma skromnosc zdecydowanie zaprzecza cobym tak wspaniale wygladala. Niemniej jednak, kiedy zobaczylam mego przyszlego meza w bialej koszuli i krawacie, cisnienie podskoczylo mi niemal od razu i zakochalam sie w nim na nowo. Sama impreza byla wystrzalowa! Jedzenie takie sobie, ale to nie byl najwazniejszy punkt spotkania. Dobra zabawa zalezala glownie od towazystwa i muzyki, a tego z pewnoscia nie brakowalo! Stolik przy ktorym zasiadlam byl wczesniej zaplanowany i z zadowoleniem stwierdzam, ze moi towarzysze byli strzalem w dziesiatke! Swoje zarty najlepsze, ciagle toasty i nieschodzacy usmiech z twarzy! Alkohol rowniez rozluznil atmosfere, ale wszyscy bawili sie kulturalnie i na przyzwoitym poziomie.


Kochani, jesteście naprawdę wspaniali. Publikując poprzedniego posta, nie spodziewałam się takiego odzewu w komentarzach! Muszę przyznać, że naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyliście, tym bardziej, że ja u Was mam ogromne zaległości. Cóż, z Niemiec jeszcze nie wróciłam i gdyby nie fakt, że Internet tutaj jest tragiczny być może nadrobiłabym wszystko od ręki. Póki co muszę się użerać, bo zwyczajna rozmowa przez Skype z rodziną, przez fatalne połączenie trwa godzinami. O samym wyjeździe, mieście i praktyce tutaj nie będę na razie nic pisać. Przytrzymam Was w niepewności i opowiem wszystko na spokojnie jak wrócę do domu. Ps: przepraszam za brak polskich liter, ale niemiecka klawiatura nie jest moim sprzymierzencem...
Czytaj więcej >
Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka